zdjęcia z wakacji w Europie, fotografie z wycieczek po Polsce, meczów żużlowych, od 2020 wielki test piw bezalkoholowych czwartek, 31 lipca 2014 Najgorszy dzień w moim życiu i 213K views, 948 likes, 31 loves, 37 comments, 144 shares, Facebook Watch Videos from Max Krasoń: NAJGORSZY DZIEŃ W ŻYCIU SZEFA Jak wygląda NAJGORSZY dzień w życiu szefa? - Własnie tak Takie przykrości spotkają ją jeszcze wiele razy. Nieraz przyjdzie jej przeżywać najgorszy dzień w życiu i radzić sobie z żalem i smutkiem. Chciałabym ją na to przygotować – wiadomo, sprawić, żeby potrafiła sobie w takich chwilach radzić ze sobą i ze swoimi emocjami. Goście. Napisano Grudzień 20, 2019. Pewnie jest to punkt widzenia. Ja też uważam że ten rok jest dla mnie tak trudny jak żaden inny mimo że z boku zupełnie tego nie widać. Każdego dnia 11:01 – Blond piękność, którą wyrwałeś na dyskotece wczorajszej nocy okazuje się nie mieć dwóch przednich zębów – ale za to w zamian posiada 3 cycki i włosy na plecach. 11:02 – Ubrany biegniesz do najbliższego autobusu. 11:13 – Okazuje się ze twój bilet właśnie wczoraj stracił ważność, co z uśmiechem oznajmia ci Hej! Mam nadzieje, że odcinek ci się spodobał🌻! Jeśli tak to zostaw łapkę i subka, byłoby mi bardzo miło💙! Jeśli jesteś nowy na kanale, to serdecznie zachę NAJGORSZY DZIEŃ W ŻYCIU SZEFA. 1080p. Max Krason . 08:19. Amerykańska dywizja która zagroziła porządkowi. 1080p. ŚWIATOWA HISTO 13:07. Przemowa która Jeden z najbardziej stresujących dni w moim życiu. 4 stycznia, 2018. agataberry. Życie bez stresu jest w dzisiejszych czasach nierealne. Choć z całą pewnością można przyznać, że stres towarzyszył człowiekowi od zawsze, a jedynie jego formy się zmieniły. I właśnie o tych różnych formach stresu chcę dziś napisać na blogu, bo 17-letnia Chanie Gorkin, uczennica szkoły średniej dla dziewcząt w ramach zadania domowego napisała wiersz zatytułowany pytająco – Najgorszy dzień ze sobota, 11 listopada, 2023 Dobre Wiadomości PAMIĘTAJ! To jest kanał zapasowy stworzony na wypadek gdyby kolejny kanał Kruszwila został usunięty!Dziękuję za obejrzenie filmu! Nie zapomnij zasubskrybować pSrH. Jak często zdarza Ci się myśleć na koniec dnia: "To był najgorszy dzień w moim życiu!". Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć, bo przed nami jeszcze wiele dni, miesięcy, lat. Ale na pewno zdarza Ci się tak myśleć. Albo przynajmniej, że był to jeden z najgorszych dni. Ja też miałam taką myśl. Właśnie przedwczoraj. Jak to mówią, jak pech to pech. Dzień zaczęłam pobudką o 4:50. Byłam w domu rodzinnym na długi weekend, więc na luzie mogłam wyjechać właśnie we wtorek. Pracę zaczynałam o 13:15, a przy dobrych wiatrach dojeżdżam do Katowic w 4-4,5h. Więc łatwo policzyć, że miałabym nawet zapas czasu, żeby się zdrzemnąć. Nie dane mi było tego zrobić. Zepsuł się autobus, którym jechałam... Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ci pasażerowie, którzy mieli umówione jakieś spotkania, szukali transportu na własną rękę. Ja z ciężką, wypchaną po brzegi walizą zostałam z grupką innych osób. Kierowca zadzwonił tam i siam i następny autobus jechał pół godziny za nami. To czekaliśmy na zimnie. Wszystkich trzęsło jak galaretę, bo wyszliśmy z ciepłego wnętrza na zimne powietrze. Dobra, przyjechał ten autobus. Wiecie co było dalej? Okazało się, że był jakiś wypadek i jedno z miast po drodze było całkowicie zakorkowane. Zamiast ten kawałek, co pozostał przejechać w 30 minut, my jechaliśmy ponad godzinę. Już w myślach zaczęłam liczyć czy ja w ogóle zdążę do tej pracy. Musiałam jeszcze odnieść walizkę do mieszkania i coś zjeść. Ale udało się. Na miejscu, w Katowicach byłam koło 11:50, więc szybko pobiegłam do mieszkania (o ile można biec z walizką, która waży tonę...), zjadłam, spakowałam co trzeba i pobiegłam na autobus. Przez kilka godzin było wszystko dobrze. Zła, ranna passa gdzieś sobie odeszła, aby zaatakować wieczorem. Pierwszy raz miałam zamykać sklep sama. Wiecie, rozliczyć kasę, coś wydrukować, napisać maila. Niby brzmi łatwo, ale już przy pierwszym elemencie pojawił się problem... Następny pojawił się 15 minut później, a kolejny jeszcze 10 minut potem. Wyszłam z pracy o 22, a o tej godzinie zwykle byłam już pod prysznicem. Jeszcze myślałam, że nie zdążę wyjść głównym wyjściem centrum handlowego, w którym pracuję, bo drzwi zamykają punkt 22. W tym całym nieszczęściu tu miałam szczęście, bo nie zamknęli. Szybko się spakowałam, przebrałam, zamknęłam. Ale to jeszcze nie koniec... Pobiegłam na przystanek, akurat podjechał autobus. Uff... Wsiadłam, szukam telefonu w torbie, w kieszeniach. Nie ma go. Pędem wypadłam z tego autobusu z powrotem do centrum. Szukam w całym sklepie, w którym pracuję. Nie ma. Możecie się tylko domyślać jak spanikowana byłam. I wtedy przyszła mi do głowy myśl, że przez cały czas nosiłam telefon w tylnej kieszeni spodni. Kiedy usiadłam w autobusie mógł mi się wysunąć i zostać na siedzeniu. Ale już po ptakach... Akurat stał kolejny autobus, podchodzę do kierowcy. Akurat pani była miła, ale okazało się, że jej telefon jest rozładowany... Pożyczyłam go od jakiejś innej pani. Dobra, dyspozytornia nie odbiera. Przyjechał kolejny autobus tej linii. Panu udało się dodzwonić, potem zadzwonił do tego kierowcy poprzedniego autobusu. Miał sprawdzić na najbliższym przystanku. Ja już tracę nadzieję, bo jak tam leżał to równie dobrze ktoś mógł go ukraść... Późno się robiło, bo było już koło 22:30. Przyjechał ten feralny autobus. Niby kierowca przeszukał i nic nie znalazł, ale ja jeszcze raz to zrobiłam. Nic. Ani śladu po nim. No i co zrobić w takiej sytuacji? Nie masz telefonu, numery masz zapisane w telefonie, bo kto by się ich uczył na pamięć... Wróciłam do mieszkania. Bez telefonu. Oczywiście po wszystkich wrażeniach nie mogłam zasnąć, chociaż byłam na nogach od 4:50... Zasnęłam koło 24. A w dodatku następnego dnia musiałam wstać o 6:30 na zajęcia... Zabijcie mnie. Na szczęście miałam jakiś stary telefon, więc budzik sobie nastawiłam, bo w innym przypadku na pewno bym nie wstała... Ale on był bez karty SIM, więc zadzwonić i tak nie mogłam. Wiecie jak się skończyło? Od razu po porannych zajęciach popędziłam do pracy. Okazało się, że telefon zostawiłam w takim miejscu, którego poprzedniego dnia nie przeszukałam. Wszystko skończyło się dobrze, ale wcale tak być nie musiało. Stresu najadłam się chyba za cały rok. Dawno nie miałam tak straszliwego pecha. Mieliście kiedyś takie niesamowicie pechowe dni, że nic nie szło po Waszej myśli? Każdy z nas często tak mówi. Nie musi być to dzień, kiedy oblewamy jakiś ważny egzamin, wyrzucają nas z pracy, tracimy majątek czy umiera bliska nam osoba. Może to być po prostu ciężki dzień z bólem głowy, gdy ucieka nam autobus i musimy iść w deszczu, a później okazuje się, że musimy pokonać tę drogę jeszcze raz, gdyż zapomnieliśmy dokumentów lub co gorsza zgubiliśmy je. Co osoba, to inna sytuacja i inne problemy. Jednak zastanawiające jest, ile takich dni mamy w ciągu naszych lat na ziemi. Raczej nie znajdą się osoby, które przeżywają takie chwile codziennie. Kilka razy w roku? Z tym mogę się zgodzić. Bardziej zastanawiające jest, że z tych wszystkich złych chwil pamiętamy zaledwie dwie czy trzy prawdziwe kiepskie zdarzenia. Myśląc teraz o moich najgorszych dniach, będę mogła wymienić też kilka takich sytuacji. Mogłabym przypomnieć sobie, jak w podstawówce dostałam najgorszą ocenę z całej klasy, a później z tego powodu pomyliłam się na apelu i praktycznie spaliłam się ze wstydu. Patrząc teraz, z perspektywy czasu na tamto zdarzenie, nie uważam, że było, aż tak strasznie. Może w tamtym momencie było, lecz później przyszły jeszcze gorsze dni, które przyćmiły tamto wydarzenie. O tych dawnych dniach zapominamy zostawiając sobie w pamięci ten jeden czy dwa wyjątkowe. Prawdziwe złe dni. Reszta tak naprawdę była do zniesienia. Po latach uświadamiamy sobie, że nasz najgorszy dzień, tak naprawdę nie musi być najgorszy. Jutro może być jeszcze gorszy, straszniejszy. Wiemy dobrze, że nigdy nie możemy być pewni, kiedy nastąpi. Dlatego zwracam się do wszystkich nastolatków, którzy uważają, że mają najgorsze życie na świecie, by pamiętali, że kiedyś będą się z tego śmiali. Prawdziwe kiepskie dni mają jeszcze przed sobą, bo nikt nie ma szczęśliwego życia przez cały czas jego trwania. Ciesz się tym, co masz. Każdy dzień może być twoim najlepszym. Nie ma w nim czasie, by się zastawiać, czy jutro będzie lepiej. Dzisiaj może lepiej. Złe dni zdarzają się, po to są, ale są po to by je przetrwać, żyć dalej. Nie nazywajmy najdrobniejszego niepowodzenia naszym najgorszym dniem. Nazywajmy najmniejszą radość najlepszym dniem w naszym życiu. i Kloe zdecydowała się na ryzyko, które się opłaciło Niemożliwa decyzja Kloe i jej mąż byli w siódmym niebie, gdy dowiedzieli się, że będą mieli bliźnięta. Niestety lekarze szybko zdiagnozowali tzw. zespół przetoczenia między płodami, który powodował, że właściwie oba mogły nie przeżyć. Lekarze poprosili Kloe o to, by dokonała niewykonalnego wyboru: miała zdecydować, które z bliźniąt uśmiercić, a które próbować ratować. "Czułam niewyobrażalny ból" - mówi kobieta. 31-letnia Kloe i jej 35-letni mąż Michael, mieszkający w Bury St Edmunds, w hrabstwie Suffolk w Wielkiej Brytanii, niczego nie pragnęli bardziej niż dziecka. Mieli za sobą lata starań i kilka poronień, gdy dowiedzieli się, że zostaną rodzicami bliźniąt. Radość jednak nie trwała długo, bo już na wczesnym etapie ciąży lekarze postawili mrożącą krew w żyłach diagnozę: zespół przetoczenia krwi między płodami (TTTS). "Skutkuje to nierównym przepływem krwi od jednego bliźniaka (zwanego dawcą) do drugiego (biorcy), pozostawiając jedno dziecko z większą objętością krwi niż drugie" - cytuje ekspertów "The Sun". Lekarze widzieli szansę na uratowanie tyko jednego dziecka. Kazali rodzicom wybrać, które z bliźniąt uśmiercić, tak aby drugie miało większe szanse na przeżycie. "To był najczarniejszy dzień w naszym życiu. Czułam, jakby wszystko się skończyło" - wspomina 31-latka. Wbrew sugestiom lekarzy Kloe postanowiła zawalczyć o oboje dzieci. Zdecydowała się na laserową operację zamykania naczyń, mimo że jedno z bliźniąt miało zaledwie 10 proc. szans na jej przeżycie. Chłopcy przyszli na świat przedwcześnie 10 tygodni później na świat przyszli jej obaj synowie. Ciąża zakończyła się o ponad 3 miesiące za wcześnie, a chłopcy musieli spędzić tygodnie w inkubatorach walcząc o życie. Mniejszy, Michael, w chwili urodzenia ważył zaledwie 600 gramów, a większy, James, nieco ponad kilogram. "Byli tak mali, że mieścili się w moich dłoniach" - opowiada Brytyjka. CZYTAJ TAKŻE: Afera o chrzest Vincenta. Antek Królikowski z mamą wystawieni do wiatru? Joanna Opozda tłumaczy Uratowani bliźniacy: "Jeden nie zaśnie bez drugiego" Dziś chłopcy mają już ponad półtora roku, są zdrowi i jak podkreślają ich rodzice, łączy ich niesamowita więź. "Jeden nie zaśnie, dopóki w pokoju nie ma drugiego. Ciągle muszą być blisko siebie, choć już teraz zaczynają ostro łobuzować i mają sporo zabawy w dokuczaniu sobie nawzajem" - mówią. "Po tym, co przeszli zawsze będzie ich łączyło coś niezwykłego" - dodają. CZYTAJ TAKŻE: Rosjanie podpisali trefne kontrakty z armią! "Z datą 2007. Można się tym podetrzeć" Sonda Czy chciałbyś mieć siostrę/brata bliźniaka?